Golf W Wersji Postindustrialnej

Golf W Wersji Postindustrialnej Dodane przez: Paulina Kmieć, dodano: 2008-07-11 off golf, golf, rafał milach

Na początku waliliśmy równo we wszystko. Nie stanowiliśmy żadnego zagrożenia, ponieważ z reguły nie trafialiśmy w nic.
tekst: Rafał Milach (red. Krzysztof Miękus*)
zdjęcia: Rafał Milach

Wakacje na Śląsku
Pewnego dnia - było to wczesnym latem 2005 roku - zgłosiła się do mnie redakcja „Newsweeka” z propozycją zrobienia jakiegoś wakacyjnego tematu. Padło kilka propozycji. W pewnym momencie ktoś rzucił: „A może offgolf?“. A więc offgolf.
Wsiadłem w samochód i wybrałem się na Śląsk.
Po pierwsze, nie zabijaj. Po ostatnie też.
Dotarłszy na Śląsk, przeszedłem podstawowe szkolenie: Najważniejsze, to nie dać się zabić i nikogo nie zabijać. Żadna z osób, które mnie szkoliły, nie potrafiła sobie przypomnieć innych zasad, obowiązujących w offgolfie.
Bogatszy o tę wiedzę, mogłem zacząć grę.
Łukasz „Smołas“ Smołek - to on ujawnił mi powyższą zasadę - jest jednym z prekursorów offgolfa na Śląsku. Zainteresował się tą dyscypliną około 2003 roku, gdy wraz z  Jarkiem „Zdredem“ Nicią znaleźli w jednej z gazet artykuł o golfie ekstremalnym. - Przeczytaliśmy, zobaczyliśmy zdjęcia i zamówiliśmy kije - opowiadał Smołas. - Od razu wiedzieliśmy, że z miejscem do grania, u nas, na Śląsku, problemu nie będzie. W rzeczywistości region okazał się rajem dla turbogolfistów.
W turbogolfie nie ma meleksów, dołków z chorągiewkami, ani klubów. Nie ma punktów ani rywalizacji. Nigdy nie wiadomo, czy odnajdziesz swoją piłkę po uderzeniu, ani dokąd poleci, gdy odbije się od przeszkody. Trawę zastępuje tu kawałek zielonej, plastikowej wykładziny, a celem jest stary kolektor, odległy o kilkadziesiąt metrów komin czy okno rozwalającej się hali fabrycznej. Kije można kupić za 30 zł na aukcjach internetowych. Zamiast torby można wykorzystać worek po mące.

Jak w grze komputerowej
Smołasa, Zdreda i ich ekipę spotkałem przed nieczynną hutą Baildon w Katowicach.
- Miejsce niezbyt przyjazne grze, bo piłki się gubią, ale za to jaki klimat - przekonywali mnie młodzi turbogolfiści. Przeskoczyliśmy nad prowizoryczną bramą z tabliczką „Teren prywatny, wstęp wzbroniony”.
Stara hala przypominała grę komputerową. Każdy kolejny poziom czterech kondygnacji był jak nowy zestaw przeszkód. Im wyżej, tym trudniej. Na parterze było jeszcze znośnie, bo przestrzeni było sporo, a jedyne zagrożenie stanowiły betonowe filary, od których piłka mogła odbić się rykoszetem. Piętro wyżej robiło się groźniej, bo oprócz filarów dodatkowym utrudnieniem były wielkie dziury w podłodze, a upadek z 8-metrowej platformy to nie żarty. Na wyższym poziomie hala zwężała się, a piłeczki odbijały się od gęsto ustawionych filarów jak od przeszkód we flipperze. Najwyższe piętro zapowiadało zbliżającą się nagrodę - dach. Ostre słońce wpadało przez wytłuczone szyby. Cały poziom tonął w pyle wzbijanym przez turbogolfistów. Filary już nie tak gęste, ale wciąż trzeba było uważać, żeby nie wpaść w otwór potężnego leja, prowadzącego na sam dół. Wreszcie dach - najlepsze i najbezpieczniejsze miejsce do gry. Na ma szans na trafienie kogoś piłką, wszystkie piłki lecą do nikąd, nigdy się ich nie znajdzie. Z dachu widać prawie cały Chorzów, Siemianowice i Katowice.
Mimo, że turbogolf nie jest technicznie wymagający, początki nie były łatwe - przyznał Smołas. - Ponieważ nasze umiejętności były wtedy żadne, zresztą tak jak dzisiaj, głównym naszym zamiarem było trafienie w cokolwiek, co udawało piłkę, czy był to korek od butelki, czy jakiś kamień - wspominał. Waliliśmy równo we wszystko. Nie stanowiliśmy żadnego zagrożenia dla postronnych, ponieważ z reguły nie trafialiśmy w nic.

Keep off!
Narodziny offgolfa są dość dobrze udokumentowane. Za ojca dyscypliny uznaje się Torstena Shillinga z Hamburga. W 1992 roku, podczas służbowego wyjazdu, jako członek ekipy telewizyjnej postanowił wykorzystać bezproduktywne godziny czekania na planie. Stary kij golfowy z piłeczkami znalazł między filmowymi rekwizytami. Początkowo, z kolegą z ekipy, Nikolą Krasemannem grali w hotelowych korytarzach. Szybko stwierdzili, że brakuje im przestrzeni, a piłki co rusz grzęzły przy hotelowych ścianach. - Wyjdźmy na ulicę! - zdecydowali. Po powrocie do rodzinnego Hamburga zaczęli trenować z grupą znajomych, w podmiejskiej dzielnicy Nord. Swoją offgolfową formację nazwali „Natural Born Golfers”, a niedługo później zorganizowali pierwszy na świecie turniej. Żeby nie powodować zbytniego zagrożenia dla przypadkowych przechodniów, teren gry pieczołowicie oplakatowali wizerunkiem trupiej czaszki ze skrzyżowanymi kijami golfowymi w miejscu piszczeli. Pod oficjalnym logiem „NBG” widniał duży napis „Keep off!”.
Nieważne, czy trafisz w piłkę i dokąd ona doleci. Sama adrenalina towarzysząca strzałowi i miejsce, z którego uderzasz, są wystarczająco ekscytujące. To właśnie brak sztywnych reguł i etykiety, panującej na tradycyjnym polu golfowym, sprawiają, że offgolf jest tak pasjonujący i cały czas się rozwija. W zależności od fantazji graczy powstają coraz nowsze odmiany ekstremalnego golfa: urbangolf, crossgolf, icegolf lub snowgolf, wreszcie forestgolf czy absurdalny fruitgolf, w którym zamiast piłki używa się owoców. Dwie ostatnie odmiany są wynalazkiem młodych golfistów z Siemianowic. - Turbogolf nie jest ideologicznym protestem - twierdzi Smołas. - Nie jesteśmy jakimiś anarchistami, zbuntowanymi przeciw golfowemu systemowi, tylko ludźmi, którzy lubią się rozerwać.
Po offgolfowej inicjacji na Śląsku wróciłem do Warszawy i zaniosłem materiał do redakcji „Newsweeka”. Nie kupili zdjęć. Może były nie dość wakacyjne. Kupiła je „Polityka”.

Notka o autorze:
Rafał Milach, urodzony w 1978 roku w Gliwicach, mieszka obecnie w Warszawie. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach oraz Instytutu Twórczej Fotografii w czeskiej Opawie. Stypendysta austriackiej fundacji Kulturkontakt. W 2007 roku brał udział w prestiżowych warsztatach Joop Swart Masterclass organizowanych przez fundację World Press Photo w Amsterdamie. W tym roku, za reportaż o byłych pracownikach zamkniętej szkoły cyrkowej pod Warszawą, otrzymał pierwszą nagrodę w konkursie World Press Photo w kategorii „Sztuka i rozrywka”. Jako wolny strzelec współpracuje z takimi tytułami jak: „Przekrój”, „Newsweek Polska”, „Polityka”, „DF Gazety Wyborczej”, „Viva!”. Jego fotografie pojawiły się również w międzynarodowej prasie. Obecnie pracuje nad kolejnym autorskim projektem, tym razem dotyczącym młodego pokolenia Rosjan, dorastających po rozpadzie Związku Radzieckiego.
Rafała Milacha reprezentuje Yours Gallery.
www.rafalmilach.com;
rafalmilach.blogspot.com


* Tekst pochodzi z drugiego numeru magazynu "Golfmania". Wykorzystano w nim fragmenty artykułu Rafała Milacha „Golf z przeszkodami”, który w 2005 roku ukazał się na łamach tygodnika „Polityka”. 

  •  

Dodaj komentarz