Maks Zawodowiec

Maks Zawodowiec Dodane przez: Paulina Kmieć, dodano: 2008-07-04

 

Jeden z najbardziej utytułowanych polskich golfistów-amatorów. Jeszcze nie tak dawno członek Kadry Narodowej Mężczyzn, dziś już zdecydowany, by pole golfowe traktować jak miejsce pracy, a golf nazywać swoim zawodem. Mówi, że gdyby nie golf, to byłby zwykłym chłopakiem z osiedla.

Maks wracał z treningu na polu w Binowie i zaproponował, że przyjedzie po mnie na dworzec kolejowy. Wysiadłem na stacji Szczecin Dąbie. Był koniec lutego, ale w powietrzu już czuć było wiosnę. Maks przyjechał samochodem swojego taty. Nie powiem, że nie czułem pewnej obawy. W ubiegłym roku, we wrześniu, prowadząc auto (swojej mamy) miał wypadek, samochód dachował. Wracał z Binowo Park Golf Club. Później pokazał mi to miejsce i proszę mi wierzyć, ale to jakiś cud, że wyszedł z tego cało. Samochód poszedł do kasacji. Teraz siedziałem obok niego, a on kierował. To co mnie uderzyło w Maksie, to spokój, ogromny spokój i opanowanie. Powiedział, że w golfie to mu się bardzo przydaje. I ja mu wierzę.

Jak pro

Nie ma co ukrywać, że nie przyjechałem do Szczecina wygrać, ani nawet udawać, że chcę tę rundę wygrać. Dlatego Maks zaproponował by rozgrywkę potraktować nietypowo, czyli zagrać wersję cross-country. Sami decydowaliśmy gdzie rozpoczniemy dołek i na którym greenie go skończymy. Jedyna reguła, to nie przeszkadzać innym osobom na polu, a par dla każdego dołka ustalamy na oko. W ten sposób można zdjąć z siebie presję gry i wyniku, a poza tym – co ważniejsze dla mojego rozmówcy – odkryć dobrze sobie znane pole na nowo. Grę zaczęliśmy prawie jak prawdziwi golfiści. Prawie, bo nie od pierwszego dołka, ale od trzeciego i postanowiliśmy zagrać go jak należy, tak dla rozgrzewki. Par 4 na samej górze pola pod Szczecinem jest jednym z ładniejszych dołków. Stąd rozciąga się widok na resztę pola, a jak spojrzy się nieco dalej, na prawo od domu klubowego, to widać wiatraki – już po niemieckiej stronie granicy. Wiał mocny wiatr, więc chodziły całą parą.
Postawiłem piłkę na tee. – Wbiłeś za głęboko, ustaw piłkę wyżej – poinstruował mnie Maks. Poprawiłem kołek, wykonałem dwa próbne zamachy i zapytałem: „Myślisz, że mi się uda?”. Pokiwał twierdząco głową. Uderzyłem. Mimo silnego wiatru piłka trzymała się idealnie mojego wymarzonego toru. Leciała i leciała… Stałem jak zaczarowany. Maks miał równie zdziwioną minę. Odbiła się idealnie na środku fairway’u, po czym usiadła w krótko ostrzyżonej trawie, jakieś 110 metrów od greenu. Maks uśmiechnął się od ucha do ucha. - Zaskoczyłeś mnie. Wszedł na tee, ustawił piłkę, uderzył. Wzniosła się wyżej niż moja, ale to sprawiło, że zdmuchnął ją wiatr i zeszła nieco na prawo. To prawda, że spadła parę metrów dalej niż moja, ale to ja byłem na fairway’u. Golf to wspaniała gra, gdzie nawet początkującemu może udać się zagranie godne zawodowca, a czasami nawet lepsze.

Nieprzypadkowe sukcesy

Zapytałem Maksa czy pamięta jakiś strzał lub dołek, który udało mu się zagrać na poziomie golfa, który znamy z największych turniejów świata. - To był 2003 rok, Mistrzostwa Polski Amatorów w Rajszewie. Ostatni dzień, szedłem ze Zdzisławem Małkusem i Wiliamem Carey’em. Po czternastu dołkach już nie miałem szans na zwycięstwo, walczyłem o drugie miejsce. 15. dołek, par 4, pierwsze uderzenie przez wodę. Flaga z prawej na końcu greenu - trudne ustawienie, bo po drodze dwa bunkry. Uderzyłem 6-ironem, piłka wylądowała 3-4 metry od dołka. Putt. Piłka zatrzymała się na krawędzi – pomyślałem nie wpadnie… wpadła – birdie. Na kolejnym dołku, par 3, zagrałem 4-ironem na green, ale został mi długi, trudny putt. Uderzyłem mocno, piłka leciała prosto do dołka, ale bałem się że zbyt mocno uderzona przeskoczy dołek. Wpadła. Grę obserwowało dużo ludzi i nagle wrzawa, oklaski. Poczułem się jak prawdziwy zawodowiec.
Dziś, po pięciu latach od tego wydarzenia – choć szkolenie w PGA Polska ma dopiero przed sobą – chce, by golf był jego zawodem, chce go związać ze swoim życiem. Zapewnia, że decyzja nie była spontaniczna, rodziła się w nim od jakiegoś czasu. - Po raz pierwszy tak na poważnie o przejściu na zawodowstwo pomyślałem po ubiegłorocznym Szczecin Open, po rundzie z Michaelem Jonzonem (w rundzie finałowej Maks zagrał 69 (-3) – przyp. red.). Ale to był wniosek wyciągnięty na podstawie kilku ostatnich sukcesów, które nie były przypadkowe. Od jakiegoś czasu wybijałem się wśród amatorów, a Międzynarodowe Mistrzostwa Polski Mężczyzn i Szczecin Open okazały się tym decydującym bodźcem.

 


Drugi dom

Maks odnajduje swoją piłkę w rough’ie, moja leży nieco dalej od greenu, ale za to idealnie na środku fairway’a. Uderzam… Top czyli totalna klapa. Piłka leci nisko, zupełnie w innym kierunku niż planowany. Wpada do lasu na lewo od greenu. Maks robi zamach i umieszcza piłkę 3-4 metry od flagi. Marne szanse bym znalazł piłkę pod grubą kołdrą starych liści. Nie zamierzam rezygnować i ruszam na poszukiwania. Mamy więc kolejne kilka minut na rozmowę.
- Od 8 lat gram w golfa. Ale już w 2003 roku na Mistrzostwach Europy Juniorów w Czechach zająłem 10. miejsce, grając -3 w I rundzie. Zachowałem sobie kartę wyników na pamiątkę, wisi u mnie w pokoju na ścianie. To był pierwszy taki moment kiedy pomyślałem, że chciałbym związać moje życie z golfem. A sam golf tak jakby też chciał związać się z Maksem. To, że trafił on na pole to czysty przypadek. Jadąc z rodzicami nad morze, zahaczyli o Łukęcin (pole zostało zamknięte rok temu – przyp. red.). Spodobało mu się. Zaraz potem, 13km od jego domu powstało pole golfowe w Binowie – jak na zamówienie. – Teraz Binowo to moja rodzina i nie ma takiej nigdzie indziej, bo nigdzie nie ma takiej atmosfery jak tu. Dobrze trafiłem. Pod skrzydła wziął go menadżer klubu Binowo Park, Sławomir Piński. - Jak tylko dowiedział się, że przechodzę na zawodowstwo, zaproponował mi współpracę. On ma w tym na pewno swój cel i nie robi tego bezinteresownie, ale to był dla mnie też ważny argument za zmianą statusu. Mam osobę której ufam, z która dobrze się dogaduję i ona mnie reprezentuje. Trenerem Sałudy jest Gavin Long także z podszczecińskiego pola. - Świetny gość, szkolił Damiana Ulricha, który był drugi w Polish Open w ubiegłym roku i wygrał pierwszy tegoroczny turniej EPD.

Gołota w EPD

To cud, że znalazłem piłkę. Pierwszego wyjścia z lasu nie mogę zaliczyć do udanych. Za to udało mi się za drugim uderzeniem. Piłka ląduje na greenie, ale nieco dalej od piłki mojego „przeciwnika”.
Maks ma już za sobą pierwsze doświadczenia w EPD Tour, na początku roku spędził trzy tygodnie w Turcji – przygotowywał się do sezonu i zagrał swoje pierwsze dwa turnieje jako zawodowiec. - Pierwszy dołek w EPD Tour – zagrałem birdie. Starter zapowiedział mnie jakbym był jakimś mistrzem. Ponadto pomylił nazwisko i brzmiało to mniej więcej tak: „Makzemilian Saluta”. Mi się to od razu skojarzyło z Gołotą, cały dołek zagrałem śmiejąc się z tego. 3-iron – na fairway’u, 3-iron – 100 metrów od greenu, wedge, jeden putt – birdie. Zaskoczyła go natomiast samodyscyplina zawodników. Tylko jeden golfista przyjechał ze swoim trenerem, reszta trenowała indywidualnie, koncentrując się tylko i wyłącznie na swojej grze. - Na EPD każdy gra dla siebie. Nawet jeśli to są zawodnicy z jednego kraju i uważają się za drużynę, to i tak trenują osobno. Każdy ma indywidualny tryb i sam go pilnuje. Mimo tak zamkniętego charakteru zimowej ligi EPD, Maks nie czuł się źle w nowym środowisku, ale też nie nawiązał wielu kontaktów w pierwszym tygodniu. - Starałem się nie porównywać z innymi golfistami. Myślałem – oj, chłopaki dobrze grają, będzie ciężko. Wszyscy mają piękny swing, w Polsce nie ma ani jednego golfisty z takim uderzeniem. Ale nie czułem się od nich gorszy. Od początku nastawiałem się na to, że nie będę się porównywał i nie będę od siebie oczekiwał więcej niż jestem w stanie zrobić. Nie oczekiwałem cudów, choć nastawiałem się bardzo optymistycznie do każdego uderzenia.

Megaprzyjemność

Pozytywne podejście to w golfie podstawa. Z takim nastawieniem obaj gramy dwa putty i schodzimy z trójki (par 4) – Maks z par, ja z double bogey.
- Po przejściu na zawodowstwo patrzę na golf jak na pracę. Nie wyobrażam sobie, by ktoś przyszedł do biura pijany albo zaczął rzucać klawiaturą o ziemię. Niedopuszczalne. I tak jest na EPD. Nikt tam nie imprezuje, a za rzucanie kijem czy chorągiewką są wysokie kary. Maks wyraźnie podkreślił, że był nieco zmęczony amatorskim podejściem do golfa i chciał się od tego odciąć, traktować go poważniej. - Porównuję wejście na pole z pójściem do biura. Najlepsze w tym jest to, że nie muszę siedzieć za biurkiem, tylko gram i robię to co kocham. To jest dla mnie megaprzyjemność. Nie sądzę, bym czerpał z innego zawodu większą lub podobną radość. Na razie Maks skupia się na grze i nie myśli o tym, by uczyć. - Póki będę miał możliwości, to będę grał. Oczywiście do tego niezbędny jest sponsor. Dla niego to jest inwestycja podobna do tej na giełdzie – jest pewna niewiadoma, jest ryzyko, ale może się opłacić. To co odróżnia tę inwestycję, to świadomość, że pomaga się konkretnej osobie, a nie kupuje papiery, wirtualne udziały w firmie. Na pewno dużo łatwiej jest to zrozumieć osobom, które wiedzą co to golf, same grają, niż prezesom firm, którzy o istnieniu golfa nie mają pojęcia. Nie wykluczam możliwości pracy jako trener. Jestem w PGA Polska i mam zamiar skończyć trzyletni kurs trenerski.
Zaczynamy prawdziwy cross-country. Wbijam tee zaraz za greenem trzeciego dołka. Rozglądamy się dookoła. Decyzja jest prosta – gramy na siedemnastkę, „dołek” oceniamy na par 4. Co później? Zobaczymy. Maks zmiata piłkę z tee, a każde uderzenie wykonuje z takim zaangażowaniem jakby w golfa grał pięć miesięcy, a nie osiem lat.

Chcę grać

- Chcę grać jak najwięcej. Oczywiście nie będę pchał się na ważny turniej, jeśli nie będę miał formy. Jeśli będę w kiepskiej formie, to będę wolał zostać w Polsce i trenować. Założyłem sobie zeszyt w którym wpisałem sobie wszystkie turnieje zawodowe, w których chciałbym wystartować. Nie ukrywam, że jeśli sponsor chciałby żebym zagrał w Polsce, gdzie jest większa szansa żebym stanął na podium i pokazał jego logo na koszulce, to tak zrobię. Nie chce żeby to zabrzmiało tak, że polskie turnieje są gorsze od EPD. Mają dość wysoki poziom i trzeba się naprawdę wykazać, by wejść na pudło. Jednak gdybym miał do wyboru podium w Polsce lub możliwość gry w lepszym turnieju za granicą, to wybrałbym to drugie bez gwarancji wysokiego miejsca. Najważniejszym założeniem Maksa na ten sezon jest regularne pokonywanie cuta. W praktyce oznacza to ustabilizowanie formy na poziomie par. – Interesuje mnie jak najmniej dołków powyżej par i jak najwięcej poniżej. Wynik par daje w każdym turnieju EPD awans do rundy finałowej. Zawodowiec musi grać co najmniej par, to powinna być dla niego norma. Co jeśli trzy czy cztery razy z rzędu nie przejdzie cut’a? - Jako zawodowiec – chcąc, nie chcąc – będę musiał pracować z psychologiem. Na początku miałem opory, ale po moim doświadczeniu zmieniłem zdanie. W 2006 roku miałem spotkanie z psychologiem z Poznania, poleconym przez Grzesia Gawrońskiego. Psycholog sportowy z prawdziwego zdarzenia, współpracował z Marcinem Urbasiem. Odbyliśmy rozmowę, wymasował mnie, ponastawiał mi kręgi i dwa tygodnie później w Binowie zagrałem 65 uderzeń. I od tego momentu nie mam wątpliwości, że zawodowy golf i psycholog są nierozłączne.
Fajna zabawa ten cross-country. W moim wykonaniu przypomina to nieco offgolf – drugie uderzenie posyła piłkę w kierunku ogromnego słupa wysokiego napięcia. Piłka odbija się od stalowej konstrukcji i ląduje po lewej stronie greenu, za pagórkiem. Maks Po dwóch precyzyjnych uderzeniach jest tuż obok dołka. Ale czy to powinno kogoś dziwić?

Słaba pamięć

Jednak jak każdy golfista, Maks ma także słabsze chwile i gorsze dni. Czasem też czuje zmęczenie golfem. Odstawia wtedy kije, nie jeździ na pole. Po 2-3 tygodniach wraca do Binowo Park GC jak wygłodniały wilk. Mówi, że nie pamięta kiedy ostatni raz tak czuł, bo ma słabą pamięć. Ale swoją porażkę z ubiegłorocznego PZG Masters wspomina do dziś. – W ogóle miałem słabą rundę, ale ostatni dołek zagrałem jak zupełny amator. Piłka nie najlepiej leżała, mimo to wziąłem 3-wood i uderzyłem koszmarnego top’a. Piłka poleciała 50 metrów i wpadł do wody, o której nawet nie myślałem – była tak blisko. Miałem bogey’a i przegrałem. Tomek Pulsakowski zagrał par i wygrał, a mieliśmy remis. Kaszana. Byłem zły… Bardzo. Maks zamilkł na chwilę, po czym z uśmiechem i pogodą w głosie powiedział: - Dobry jest ten golf, to fajna gra.

 

  •  

Dodaj komentarz